Reportaż

Fundacja Democracy Angels

Iwan Savanovicz
Niezależny dziennikarz
kontakt e-mail: press@democracyangels.com

Artykuły Iwana Savanovicza

Julia Wlasenko

Nazywam się Julia Własienko. … moja matka i ja jeszcze raz byliśmy zatrzymani. Mama została skazana na 7 dni aresztu za powiedzenie „Niech żyje Białoruś”, a przeciwko mnie funkcjonariusz policji złożył fałszywe zeznania. Powiedział…

J: Nazywam się Julia Yuriewna Własienko. Mieszkałam we wsi niedaleko Witebska. Żyliśmy głównie ze swojego gospodarstwa – mieliśmy własne zwierzęta, uprawiali warzywa. Tak naprawdę, zajmowaliśmy się rolnictwem. Ale ja najwięcej czasu poświęcałam najstarszemu dziecku, córka jest osobą niepełnosprawną.

I: Jak Pani zaczęła swoją działalność polityczną?

J: W 2020 roku mimo trudnej sytuacji życiowej nie mogłam usiedzieć w jednym miejscu. Wtedy jeszcze przed wyborami przyjechał do nas Paweł Siewiaryniec (lider patii Białoruska Demokracja Chrześcijańska), z którym braliśmy udział w wiecach. Byłam wolontariuszem. Ogólnie, to moja mama jest blogerką. Od kilku już lat uczestniczy w akcjach i protestach. Ale dopiero ostatni rok pokazał prawdziwy stosunek władz do ludzi. Mam na myśli historię z COVID-19 w naszym kraju i to, jak Łukaszenko nie dbał o ludzi. Zaprzeczał istnienie wirusa, a teraz już prosi o pieniądze na pomoc w walce z wirusem.

I: Czy zostaliście zatrzymani za swoją działalność?

J: Tak. Następnego dnia, po aresztowaniu Wiktora Babariko, wzięliśmy udział w łańcuch solidarności w Witebsku. Moja matka i ja byliśmy tam zatrzymani. Byłam przetrzymywana w areszcie ponad 4 godziny, a następnie zwolniona, ponieważ mam małoletnie dzieci. A moją matkę nadal trzymali. Ma astmę i została tam doprowadzona do ataku. Za drugim razem zostałam zatrzymana nieco później, rzekomo za namawianie do protestu. Policja przyjechała do mojego domu i zabrała mnie. Okazało się, że w tym samym czasie zatrzymano też moją mamę, widziałam ją już na komisariacie. Zamknęli mnie w izolatce, zaczęli wywierać na mnie presję. Powiedzieli, że zostanę pozbawiona praw rodzicielskich, bo chodzę na wiece, a nie opiekuję się dziećmi. Chociaż to nieprawda, prawie zawsze jestem w domu. Jeżeli nie ma mnie w domu, to mój mąż siedzi z dziećmi. Wtedy sąd nie mógł udowodnić, że namówiłam kogoś do protestu. Potem doszło do zatrzymania jeszcze raz.  Mama została skazana na 7 dni aresztu za powiedzenie „Niech żyje Białoruś”, a funkcjonariusz policji złożył fałszywe zeznania przeciwko mnie. Powiedział, że rozpoznał mnie z tyłu po postawie i głosie, chociaż tego dnia byłam w domu. W areszcie podczas przeszukania policjanci rozebrali mnie i zmusili do kucania nago przed celami. Naśmiewali się bestialsko.

I: Co skłoniło Cię do podjęcia decyzji o opuszczeniu kraju?

J: Zagrożenia dla życia. Bałam się też, że stracę dzieci. Ostatnią kroplą stało przeszukanie naszego domu w lutym 2021 roku. Wtedy bezpośrednio z policji powiedziano nam, że powinniśmy wyjechać, w przeciwnym razie albo wsadzą nas do więzienia, albo zabiją. W czasie, kiedy czekaliśmy na dokumenty na wyjazd, trzy razy do nas przychodziły władze opiekuńcze. Próbowali zabrać nam dzieci. W szkole dzieci dostawały zaniżone oceny, wywierali presję bezpośrednio na dzieciach. Moja najstarsza córka zawsze brała udział we wszystkich olimpiadach z różnych przedmiotów, ale tym razem do żadnej ją nie dopuścili.

I: Czy prześladowania trwały po przeprowadzce?

J: Tak, nas wciąż szukają na Białorusi. Policja szuka, najpierw przychodzili do mojego męża, wzywali na policję. Teraz mąż też wyjechał, ale wciąż go szukają. Ostatnio szukali, bo ktoś pomalował przystanki na czerwono i biało. Został oskarżony o to działanie, chociaż od dawna już nie ma go na Białorusi.

I: Jak opuściliście Białoruś?

J: Wyjechaliśmy przez Ukrainę. Lecieliśmy samolotem, bo granice lądowe były już zamknięte. W Ukrainie złożyliśmy wniosek o wizę w ambasadzie polskiej. Wielkie podziękowania polskim władzom, szybko dostaliśmy dokumenty. I wkrótce wyjechaliśmy do Polski.

I: Jakie problemy napotkaliście w Polsce?

J: W obozie warszawskim było ciężko. Zwłaszcza z jedzeniem. Posiłki dostawaliśmy raz na dzień, i to wszystko na raz: śniadanie, obiad i kolacja. Jeśli nie zdążysz odebrać na czas, to nie dostaniesz nić. Jakość jedzenia była okropna. Moje dzieci bardzo straciły na wadze, byłam przerażona, patrząc na nich. Musieliśmy wyjechać do wynajętego mieszkania.

I: Czego szczególnie potrzebujecie dzisiaj?

J: Główny problem dotyczy pieniędzy. Zasiłek wystarcza tylko na wyżywienie, już nie na mieszkanie. Nie mogę przez cały dzień chodzić do pracy tymczasowej, bo moje dziecko jest niepełnosprawne, ale mam nadzieję, że z początkiem roku szkolnego będzie więcej czasu. Najstarsza córka nie ma narządu – śledziony. Muszę ją stale monitorować, ponieważ w każdej chwili może nastąpić atak. Ale tutaj nie mogę uzyskać żadnej pomocy, ponieważ w Polsce to nie jest kalectwo, ani żaden problem – jakby usunięto wyrostek robaczkowy, i tyle. Do szkoły pomogli nam zebrać ekwipunek dla dzieci, wydaję się, że mają wszystko: długopisy, zeszyty. Z wyjątkiem laptopów do zdalnej nauki. Szkoła rozdawała też płyty CD z materiałami do nauki, ale zupełnie nie wiadomo, jak z nich korzystać. Nawet w laptopach już dawano nie ma portów do płyt CD. A w domu w ogóle nie mamy najprostszych AGD, nie mamy nic, nawet do gotowania potraw.

Wybierz metodę płatności
Dane osobiste

Suma darowizn: 250,00€

payment 3